czwartek, 30 czerwca 2016

9.Rodzinny Dom

Na początku chciałam przeprosić za długą przerwę. Widziałam statystyki i mam nadzieję, że nie straciłam czytelników. Co do terminów - uprzedzam, że będzie ciężko. Wszystko się komplikuje i jest mi bardzo ciężko. Dziś jest jeden z nielicznych dni, w którym mam trochę czasu na pasje, które i tak z resztą kompletnie zaniedbałam. 
* 19.04 minął dokładnie rok od pierwszej notki. Dużo zmieniło się od tamtego czasu, mój styl pisania się zmienił i widzę znaczną poprawę w pisaniu z czego bardzo się cieszę.
Być może nie mam już tego zapału, który jeszcze rok temu nie opuszczał mnie na krok, ale dalej się staram.

Odcinek nie za długi, ale są nowi bohaterowie, odkryte nowe tajemnice i powiązanie z bardzo ciekawą grą - "Life Is Strange" 

Zapraszam na gg, bo potrzebuję motywacji :c

Miłego czytania, pozdrawiam wszystkich <3


Rozdział dziewiąty


Wekeend. W końcu wolne. W szkole nie było łatwo, tak jak początkowo myślałem. To była prywatna szkoła i trzeba się dobrze uczyć, aby tam zostać. Minął dopiero tydzień a ja już miałem dość. Dość Georga, dość nauki, dość tego domu! Za parę dni dzieci z sierocińca, w tym mój brat mieli wrócić z wycieczki. Martwiłem się i to bardzo, bo czułem, że Ella coś knuje, a wycieczka to tylko wymówka. Nie mam żadnego kontaktu z Billem, bo w przeciwnym razie wiedziałbym gdzie dokładnie jest, co robi i czy wszystko jest w porządku, ale nie wiedziałem nic. Moją twarz od tygodnia szpeciły siniaki i niezagojone do końca zadrapania po Georgu. To nienormalne! Dlaczego jakiś tam gówniarz ustawia wszystkich w domu po kątach i nikt temu debilowi nie wytłumaczy, ani nie nauczy klasy, bo jak zdążyłem już dawno temu zauważyć, wyniosłem jej o wiele więcej z sierocińca, niż on z tego bogatego domu i od ubogich rodziców, którzy przybywali na każde jego skinięcie palcem. No, pomijając może ojca. Co się dziej między nimi jeszcze nie udało mi się dowiedzieć, bo ani Georg, ani ja nie mieliśmy zamiaru się sobie zwierzać. Nawet nie pytałem go o tatę i udałem, że nie obchodzi mnie to ani trochę, ale tak naprawdę ciekawość mnie zżerała i już chciałem poznać prawdę. Od zawsze uwielbiałem plotki, ale jestem lojalnym przyjacielem i można mi zaufać. Jestem cholernie ciekawski, ale szanuję czyjąś prywatność i nie wtrącam się do spraw, które zupełnie mnie nie dotyczą. Po prostu zawsze czekam, aż ktoś sam mi się zwierzy. Jak na razie w szkole nie miałem żadnych kolegów, a Melanie wciąż się do mnie nie odzywa i unika mnie jak ognia. Ludzie ze szkoły patrzą na mnie z pod byka, jak na jakiegoś przestępcę, który wdaje się w bójki, nikt nawet nie ma na tyle odwagi, żeby do mnie podejść i pogadać. Przecież nie wyglądam nawet groźnie...
Z tego co zauważyłem Georg skrywa wiele tajemnic, o których na razie nawet nie wspomina. Z resztą nie rozmawiamy już tydzień i żaden z nas nie ma zamiaru przerwać ciszy. Pobił mnie, wiedziałem, że można się po nim spodziewać wszystkiego, ale pobicie? To nie było jednorazowe plaśnięcie w policzek, tylko coś poważniejszego. Przez niego musiałem chodzić z pokaleczoną twarzą po ulicy w kapturze, pomimo wiosny i wysokich temperatur. Ja w przeciwieństwie do tego durnego lenia wychodziłem chociaż na dwór na spacer lub po prostu pobiegać, a on miał przecież bieżnię w swoim królestwie, więc nie zamierzał opuszczać swojego terenu, oprócz spotkań z kumplami, ale to robił zazwyczaj wieczorem lub z nocy wymykając się przez okno i rzecz jasna nie mówiąc o niczym rodzicom. Wolne chwile poświęcał na naukę i trochę grał na swojej gitarze, a ja zawsze siedziałem pod jego drzwiami i słuchałem łagodnej lub ostrej melodii (wszystko zależało od humoru Georga). Po grze zawsze kładł się spać i już nie wychodził ze swojego pokoju. Grał zawsze chwilę przed snem. Być może to go uspokajało. Wiem, bo według mnie to najlepszy środek uspokajający, a w łóżku, o późnej porze również usypiający. Tego wieczora również usiadłem po cichutku pod jego drzwiami i objąłem nogi, opierając brodę na kolanach. Pograł może z dwie minuty, a później obserwowałem szparę pod drzwiami i dostrzegłem, że światło wciąż jest zapalone. Byłem oparty o drzwi i odchyliłem głowę w bok, przykładając ucho do drzwi i nasłuchując uważnie. Usłyszałem jego kroki i przekręcającą się klamkę, a na świetle rzuconym na podłogę przez małą szparę pod drzwiami zauważyłem cienie zbliżającego się Georga. Przerąbane. Otworzył, a ja upadłem na podłogę, bo straciłem jakiekolwiek oparcie i popatrzyłem na niego z dołu przestraszony.

 -Co Ty tu robisz? - zapytał i popatrzył na mnie zdziwiony.
 -Ja? No leżę sobie, nie widzisz? - westchnął głęboko.
 -Podsłuchiwałeś mnie?
 -Nie. Przewróciłem się.
 -I wpadłeś przypadkiem do mojego pokoju, tak? - oparł ręce na biodrach i zmrużył podejrzliwie oczy.
 -Moneta mi upadła pod Twoje drzwi i poturlała się do środka - wyjaśniłem, zmyślając na poczekaniu. 
 -Ach tak? - pokiwałem głową - to wstań i mi ją pokaż.
 -E tam! - zaśmiałem się nerwowo - to tylko parę centów, możesz je sobie wziąć! To dobranoc. - podniosłem się, żeby wstać, ale Georg ukucnął przy mnie i zagrodził mi drogę. 
 -Nie bij mnie znowu - wskazałem na moją twarz - rany po tamtym jeszcze się nie zagoiły, a nie chcę mieć nowych, bo  i tak ludzie już o mnie gadają i muszę ukrywać siniaki i strupki pod podkładem, a okropnie się w nim czuję - uśmiechnął się - co Ciebie śmieszy? Spróbuj nałożyć tonę tego gówna i wtedy się pośmiejemy.
 -Wejdź - skinął głową na wnętrze swojego pokoju.
 -Nie, ja tylko przechodziłem - wstałem - idę spać. 
 -Czekaj - odwróciłem się.
 -Czego chcesz?
 -Przeprosić Cię - zdębiałem.
 -To panicz ma zamiar kogokolwiek przepraszać? - zacząłem obserwować go uważnie - a to ciekawe!
 -Przyjmij te przeprosiny, nim się rozmyślę - popatrzyłem na niego.
 -Są nic nie warte i już na pewno nie od serca. 
 -Nie to nie! - machnął ręką - nie będę Cię błagał, w końcu to Ty wyprowadziłeś mnie wtedy z równowagi - podniósł brodę do góry i skrzyżował ramiona.
 -Dobranoc! - powiedziałem z naciskiem prosto w jego twarz i zamknąłem się w swoim pokoju. Oparłem się o drzwi i upadłem powolnie na podłogę. Prędzej dam sobie rękę uciąć, niż się z nim pogodzić lub... przeprosić. O moje wybaczenie też będzie się musiał nieźle postarać.
Była godzina dwudziesta trzecia, a mnie naszła nagła ochota ochłonąć i iść na spacer. Zarzuciłem bluzę na siebie i wymknąłem się na zewnątrz, nawet nie wiedząc wcześniej z jaką łatwością przychodzi to w tym domu, aż zdziwiłem się, dlaczego książę fatyguje się i wymyka się przez okno, skacząc po drzewach jak małpa, zamiast wyjść przez drzwi wyjściowe. Co za dziwak z niego. Zamknąłem po cichu drzwi i ruszyłem prostą uliczką, chwilę później zerkając w okna Georga, w jego pokoju było już ciemno i najprawdopodobniej poszedł już spać, albo obserwuje mnie w ciemnościach jak jakiś psychopata. Brr! Dostałem gęsiej skórki i nagle ulica zamieniła się w uliczkę pełną ciemnych kątów, w których czaił się potwór zwany Georgiem. Moja wyobraźnia jest niesamowita. Szedłem cały czas prostą drogą, żeby się przypadkiem nie zgubić i trafiłem do małego parku, w którym nie było żywej duszy. Usiadłem na ławce i westchnąłem głośno.

 -Co tak sapiesz? - usłyszałem nagle za plecami i ktoś uderzył mnie lekko przez głowę. Melanie zwinnie przeskoczyła przez oparcie ławki i usiadła obok mnie.
 -Melanie! Co tu robisz?
 -A Ty? Wzięło Cię na zwiedzanie okolicy o dwudziestej trzeciej?
 -W tym domu nie da się wytrzymać, uwierz. A Ty sama wędrujesz po ciemnych parkach?
 -Nie jestem sama - skinęła głową w bok i dopiero teraz spostrzegłem, że rzeczywiście nie jesteśmy sami. Kilkoro ludzi w naszym wieku, których znałem ze szkoły podeszło do nas - pokłóciłeś się z Georgiem? - dziewczyna i trzech chłopaków się do nas przysiadło. 
 -Tak jakby... To znaczy, nie odzywamy się do siebie od ponad tygodnia, ale dziś znowu mieliśmy mały konflikt.
 -Hm, zmienił się strasznie - pogrążyła się w myślach - kiedyś nawet należał do naszej paczki - zerknąłem na resztę towarzyszy, którzy jednocześnie skinęli głowami - właśnie! Poznajcie się, ten blondas to Andy - oboje zaczęli się śmiać - ten czarny to Max - wskazała czarnowłosego w okularach. Na pierwszy rzut oka oceniłem Andiego na typowego lalusia, a Maxa na kujona.
 -A to jest Chloe - wskazała na dziewczynę, którą najbardziej się zainteresowałem. Miała krótkie, niebieskie włosy, mniej więcej do brody, które sterczały na boki, a na nich czarna czapka. Od razu można było stwierdzić, że to typowa, a raczej mniej typowa buntowniczka. Była jakoś dziwnie cicha i chyba czymś zmartwiona, nie uśmiechała się jak pozostali tylko siedziała z głową spuszczoną w dół. Miała białą koszulkę z motywem czarnej czaszki, a na to zarzuconą skórzaną kurtkę i dżinsowe, porwane rurki. Jej długi naszyjnik z nabojami również od razu rzucił mi się w oczy - poznajcie Toma.
Andy poklepał mnie po plecach, Max podał dłoń, a Chloe wstała i od nas odeszła.

 -Co jest? - zapytałem.
 -Jest taka zawsze, nie lubi za bardzo poznawać nowych ludzi - powiedziała Melanie - ale nie martw się...z czasem się przyzwyczai.
 -Dlaczego nie lubi? - dopytałem.
 -Bo nienawidzi ludzi - zmarszczyłem czoło - została nie raz skrzywdzona i wykorzystana przez jej naiwność. Teraz rzadko kiedy bardzo komuś ufa. Jest bardzo pyskata i...
 -Pobije mnie? - zapytałem, a reszta zaczęła się śmiać.
 -Nie, no co Ty! - powiedział Andreas - tylko bądź dla niej miły.
 -Dlaczego miałbym nie być? 
 -Nie jestem pewien, czy od razu Cię polubi - podrapał się po głowie.
 -Co Ty gadasz, blondas! - przerwała mu Melanie - jasne, że polubi.
 -Chciałem Cię o coś spytać, ale.. - spojrzałem niepewnie na chłopaków.
 -My nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, Tom. Możesz mówić śmiało.
 -Dlaczego przestałaś się do mnie odzywać, unikałaś mnie, a teraz udajesz, że nic się nie stało? Zrobiłem coś?
 -Nie obwiniaj siebie, to sprawka Georga - westchnęła - kiedyś był...
 -Dlaczego mu to mówicie! - aż podskoczyłem, gdy usłyszałem głos Chloe i zobaczyłem jak wściekła do nas podchodzi - może jeszcze przyjmiecie go do naszej paczki!
 -Taki mam zamiar - zaczęła Mel - Tom jest w porządku.
 -Tak samo było z Georgiem, też mówiłaś, że jest w porządku, a teraz przyjmujecie jego brata!
 -Tom nie stoi po jego stronie, prawda? - pokiwałem głową - spójrz na niego, te siniaki i zadrapania są właśnie przez Georga.
 -Nie wierzę Ci. Kolejny raz nie uwierzę, jeszcze się na nim przekonasz Melanie! - powiedziała z naciskiem jej imię i odeszła - poczekaj! - pobiegła za nią i złapała ją za ramię.
 -Zostaw mnie - wyrwała się i szła dalej.
 -Jak mam Ci udowodnić, że Tom jest w porządku?
 -Sama się przekonam - rzuciła mi zabójcze spojrzenie i zniknęła w ciemnościach.
 -Może trzeba ją odprowadzić? - zapytałem zmartwiony z zamiarem dogonienia dziewczyny.
 -Nie panikuj - powiedział Max - Chloe jest tu najstarsza, ma szesnaście lat i mieszka niedaleko, da sobie radę.
 -A Wy? Ile macie lat?
 -Wszyscy po piętnaście, Ty jesteś o rok młodszy, prawda?
 -Kończę piętnaście lat za parę dni - westchnąłem myśląc o Billu.
 -W domu chyba nie ma co liczyć na jakąś imprezę, co nie?
 -Nie, przesiedzę sobie w pokoju przez cały dzień, ukradnę gitarę Georga i będzie super.
 -Chyba sobie żartujesz! - parsknął Andy - my Ci urządzimy super imprezę, chociażby tutaj.
 -A Chloe? - westchnąłem.
 -Nie martw się - uspokoiła mnie - jeszcze dziś do niej pójdę i spróbuję ją jakoś przekonać. Może jeszcze nawet ją dogonię - powiedziała i pobiegła w stronę ścieżki.
 -Tu masz numery do nas wszystkich - czarny podał mi niedużą karteczkę z cyframi - Chloe też.
 -Dzięki - odebrałem kawałek papieru i schowałem go w kieszeni - mam nadzieję, że mnie kiedyś polubi.
 -Myślisz, że nas polubiła od razu? - zaśmiał się Max - było tak samo.
 -Ech, myślałem, że boi się po prostu komuś zaufać.
 -Bo tak jest, ale my jej pomogliśmy, już wtedy miała swoje humorki. Daj jej szansę.
 -Sam chciałbym mieć tą szansę - westchnąłem i spuściłem głowę - dzięki, że jesteście tacy mili dla mnie, ale muszę już iść, zanim ktoś się zorientuje, że mnie nie ma.
 -Miło było Cię poznać Tom - Max podał mi rękę na pożegnanie, a ja spojrzałem na blondyna.
 -Oby Melanie się nie myliła - powiedział mrużąc oczy i dziwnie się uśmiechając.
 -Przekonasz się - powiedziałem i zrobiłem równie tajemniczą minę.
 -Oby tak było - podał mi rękę i dziwnie się przyglądał, ciągle uciskając moją dłoń, dopóki nie wstałem.
 -Naprawdę muszę już iść - powiedziałem i pospiesznym krokiem udałem w stronę ścieżki.

Idąc dróżką usłyszałem jakiś szelest w krzakach i zatrzymałem się, żeby zbadać okolicę. Słyszałem kogoś, ale nie widziałem.

 -Jest tu ktoś? - zapytałem i rozejrzałem się na boki, szelest ustał. Po chwili usłyszałem za sobą czyjeś kroki i zamachnąłem się, aby uderzyć napastnika.
 -Co Ty wyrabiasz Tom! - Melanie uniknęła mojego ciosu i cofnęła się, a ja gwałtownie wypuściłem powietrze z moich płuc.
 -Wystraszyłaś mnie! Myślałem, że ktoś chce mnie napaść, nic Ci nie jest? - dotknąłem jej ramienia.
 -Ale jesteś tchórzliwy Tom! - zaczęła się śmiać.
 -Co tu robisz? Nie miałaś iść do Chloe?
 -Szukałam jej, ale znalazłam Ciebie. Byłam u niej w domu i tam jej nie ma - zdziwiłem się jak szybko jej to poszło.
 -A jej rodzice o tym wiedzą?
 -Nie, jej mama sobie słodko śpi.
 -To jak weszłaś do środka?
 -Przez okno, wprost do jej pokoju - uniosłem brwi.
 -Czy to nie jest włamanie?
 -Tak myślisz? Chloe często się do mnie wkrada i zabiera mi rzeczy.
 -Ubrania?
 -Czy widzisz jakieś podobieństwo między nami? Przecież ona woli styl rockowy, a ja nie posiadam takich rzeczy. Wykrada mi pamiętnik, albo jakieś gry.
 -Pamiętnik? I później go czyta?
 -No raczej to robi się z pamiętnikiem - zaśmiała się.
 -Ale nie z cudzym!
 -Przyjaźnimy się, nie mam jej tego za złe. Wiem, że woli mieć wszystko pod kontrolą, inaczej jest wściekła i nie czuje się pewnie.
 -Zdążyłem zauważyć - wymamrotałem - to w takim razie pomogę Ci jej poszukać, jak już na siebie wpadliśmy.
 -Dobra, nie byłam jeszcze nad rzeczką - wskazała palcem zaciemnione miejsce, gdzie płynęła wąska rzeka.
 -Nie podoba mi się to - ruszyliśmy.
 -Ale co? - dopytała
 -To, że błąkasz się sama po ciemnym parku - zmarszczyłem brwi.
 -Nie jestem sama, jestem przecież z Tobą.
 -Ale wcześniej byłaś sama.
 -Mam taki gwizdek w kieszeni - wyjęła go i mi pokazała - jeżeli będę zagrożona to wystarczy gwizdnąć, a Max namierzy mnie na tym swoim małym komputerku i wszyscy przybędą mi z pomocą - popatrzyłem na nią.
 -Nie sądzę, żeby taki gwizdek usłyszał ktoś z drugiego końca parku.
 -To nie jest zwykły gwizdek, głuptasie. Skonstruował go Max, jest bardzo mądry. A Chloe zadbała o moje bezpieczeństwo wręczając mi ten nożyk - serce mi stanęło i popatrzyłem na nią przerażony - żartuję! Chciała mi go dać, ale nie przyjęłam, bo to zbyt drastyczne dla mnie, z resztą i tak nie zrobiłabym nikomu krzywdy. 
 -Nawet w akcie obrony?
 -Nawet wtedy - mruknęła - co innego Chloe, ona nie da się skrzywdzić.
 -Dlaczego ciągle mówisz o tym miejscu, jakby było jakieś niebezpieczne? Z tego co wiem to dzielnica dla bogaczy i...
 -Dużo Cię ominęło Tom - powiedziała tajemniczo.
 -To znaczy?
 -Może i dziś jest rzeczywiście spokojnie, ale to tylko pozory. Georg pewnie zdążył zauważyć, że uciekłeś i wstrzymał swoje... gangi, o ile tak to można nazwać.
 -Jakie znowu gangi?
 -Oczywiście nie dosłownie, ale oni chcą, żeby tak na nich mówić.
 -Kto oni? - nic nie rozumiałem.
 -Twój brat i jego banda.
 -Są źli? Chyba nikomu nie szkodzą, prawda?
 -Mamy z nimi taką trochę wojnę.
 -A z jakiego powodu?
 -Myślę, że sam się już przekonałeś. Tobie Georg na początku też mydlił oczy, prawda? Był chociaż przez chwilę miły?
 -O tak - przytaknąłem - raz nawet wydawało mi się, że mnie podrywa.
 -No właśnie, jest bardzo fałszywy i każdy z nas przekonał się o tym na własnej skórze.
 -I tylko o to tyle zamieszania?
 -Po części tak. Przekonasz się, jak przyjmiemy Cię do naszej paczki. Jednak obowiązują u nas zasady, Chloe ma szesnaście lat i jest najstarsza z nas, więc to ona decyduje kto może się do nas przyłączyć.
 -No to życz mi powodzenia - spuściłem głowę.
 -Powodzenia - oznajmiła po chwili.
 -Hm?
 -Siedzi tam nad rzeczką, widzę ją - szepnęła i wskazała kierunek palcem.
 -To dobrze, chodźmy po nią!
 -Cicho! Pójdziesz tam sam.
 -Sam? Nie ma mowy!
 -Ciszej! - przyłożyła palec do ust każąc mi się uciszyć - pójdziesz tam i ją do siebie przekonasz - popchnęła mnie lekko na przód i schowała się za dużym drzewem.
 -No i co mi kurwa przyszło do głowy, żeby wychodzić z domu o tej porze do jakiegoś dziwnego parku, echh!
 -Ćććśśś! - usłyszałem gdzieś w tyle i westchnąłem ruszając na przód.

Trochę się denerwowałem. Ba, słyszałem szczękanie moich zębów trochę przez zimno, trochę przez stres. Na pewno mnie nie zaakceptuje i będzie miała problem z tym, że mieszkam z tym debilem pod jednym dachem, ale to przecież nie moja wina, że musieli mnie adoptować akurat jego rodzice. Podszedłem do niebieskowłosej i usiadłem obok niej. Od razu zauważyłem, że trzyma w ręku butelkę piwa popijając co chwilę. Zauważyła mnie, ale nic nie mówiła i siedziała cicho wpatrując się w odbicie gwiazd na wodzie. To moja szansa, może będzie bardziej spokojna lub odwrotnie, bardziej agresywna.

 -Wszystko w porządku? - dopiero teraz na mnie spojrzała.
 -Po co przyszedłeś? - powiedziała dojrzałym głosem, który za każdym razem wydawał mi się taki delikatny, nawet wtedy gdy krzyczała.
 -Porozmawiać - odpowiedziałem - i zapytać dlaczego już na początku mnie skreślasz.
 -Słuchaj, jesteś zwykłym gnojkiem i do nas nie pasujesz.
 -Przecież nie zdążyłaś mnie nawet poznać - popatrzyła na mnie zdziwiona, że odważyłem się postawić jej na przekór.
 -Mieszkasz z nim - znowu to samo - skąd mam wiedzieć, że nie nauczył Cię swoich sztuczek?
 -Może stąd, że sami jesteśmy na wojennej ścieżce i mnie nawet pobił. Od początku mnie wyzywał i...
 -Nie obchodzi mnie to, to zwykłe kłamstwa! - rzuciła butelką w drzewo na przeciwko, a szkło rozbiło się na małe kawałeczki.
 -Sam siebie podrapałem?
 -Musisz mi to udowodnić, bo od tak Ci nie uwierzę - skrzyżowała ramiona.
 -Jak? - kąciki jej ust podniosły się tworząc chytry uśmiech.
 -Musisz przynieść nam jego plan.
 -Jaki plan? - dopytałem.
 -Plan parku i ataków na naszą ekipę.
 -Skąd mam wiedzieć gdzie to trzyma? I czemu sama się do niego nie wkradniesz? Słyszałem, że dobry z Ciebie złodziej.
 -Oh, naprawdę? - udała zdziwienie - Pogadam sobie z Mel. A co do Georga, to przecież ten snob posiada tą całą złotą bramę, są kamery i ochroniarze, to za trudne nawet dla mnie. A Ty masz świetną okazję, żeby przeszukać jego pokój, dowiedzieć się jaki z niego podły oszust i dostać się do naszej paczki, stoi?
 -Żaden problem - powiedziałem dumnie i podałem rękę dziewczynie.
 -Kto czai się tam w krzakach? - zapytała nagle.
 -Jak to kto, przyszedłem tu sam - Chloe parsknęła śmiechem.
 -Sam? - pokiwałem głową co sprawiło, że jeszcze bardziej zaczęła się śmiać - taki malutki i tchórzliwy Tom dreptał sobie po ciemnym i nieznanym parku i w dodatku jeszcze przyszedł do mnie. Dobre. 
 -No dobra - westchnąłem - Melanie! - zawołałem. 
 -Pogodziliście się? - zapytała wychodząc z krzaków.
 -Po co wchodziłaś w te krzaki? I tak usłyszałam Was już dawno temu.
 -Przed Tobą się nic nie ukryje, nie? - westchnęła.
 -Dobra, serio było fajnie, ale ja muszę się zbierać, bo goryl z mojego domu może mi wykręcić aferę gdy wrócę - oznajmiłem wstając.
 -Jak coś to zadzwoń - zatroskana Melanie położyła dłoń na moim ramieniu.
 -Nie martw się, jakoś sobie z nim poradzę...chyba - zaśmiałem się nerwowo.


I tak oto po dziwnej nocy spędzonej z obcymi ludźmi w dziwnym parku, w którym powiewało grozą wróciłem do swojego pokoju pogrążony w myślach. Po pierwsze musiałem zdobyć tą całą mapę ataków. To wszystko wydaje mi się jakieś dziwne i niebezpieczne, nie wiem czy chcę brać w tym udział... 


C.D.N.

niedziela, 27 marca 2016

Informacja!!

27.03.2016
Znów nie dałam rady. Odcinek miał być dziś i chciałam go wstawić wręcz na siłę, ale jaki to ma sens? Liczy się przecież jakość, nie długość, czy czas pomiędzy rozdziałami, prawda? Sami powiedzcie, chcielibyście czytać coś napisane na siłę, z błędami, coś bardzo nudnego? Pewnie, że nie. Za każdym razem tłumaczę się brakiem czasu, którego NAPRAWDĘ bardzo mi brakuje. W moim życiu ostatnio (od ponad pół roku) nie układa się za dobrze. Tak wiem, to nie miejsce na wyżalanie się, ale piszę to, żebyście mnie choć trochę zrozumieli. Dostaję ostatnio komentarze typu, żeby szybko coś napisać, bo będzie źle lub, że stracę czytelników. Proszę Was, niektórzy mają roczne przerwy, a ja staram się, żeby trwały one co najwyżej dwa miesiące. Jest naprawdę ciężko. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłam "nic nie robić", he, to było wieki temu. Widzę, że jest mało komentarzy i wyświetleń, mimo że naprawdę BARDZO BARDZO się staram! Kolejny rozdział przewiduję na za miesiąc. To nie miała być kolejna notka, w której żalę się, nie. Ale naprawdę nie jest teraz łatwo, ani tutaj, ani w moim życiu prywatnym. Pamiętajcie, że najdłuższa przerwa pomiędzy rozdziałami będzie trwała tylko miesiąc, obiecuję. I nie, to nie znaczy, że co miesiąc będzie notka. STARAM SIĘ wstawiać je co tydzień, w niedzielę, o godzinie 19, tak jak już pisałam. Możecie spodziewać się Rodzinnego Domu za równiutki tydzień. I bardzo proszę o komentarze, to naprawdę motywuje do dalszej pracy, bo informuje jednocześnie, że piszę to dla kogoś ;-)


Dokładnie dziś mija rok od koncertu w Warszawie. Szczerze, myślałam, że będę płakać cały dzień, a tu po raz pierwszy od bardzo dawna jestem szczęśliwa, właśnie dzięki chłopakom.
No, oby więcej takich super koncertów i emocji! ♥ 

niedziela, 20 marca 2016

8.Rodzinny Dom

Hej. Od dzisiaj zaczynam wstawiać rozdziały regularnie. Drugie opowiadanie jest na razie wstrzymane, ponieważ tak jak już pisałam poprawiam je, więc bez sensu jest pisać kolejne części jak nie wiecie co było wcześniej, a zmieniłam dużo rzeczy. Za tydzień, w niedzielę, o godzinie 19.00 kolejny rozdział Rodzinnego Domu. Jest to już stała pora.
Miłego czytania.
Buziaki!


Rozdział ósmy

W domu czekał na mnie ciepły obiad i dobry deser. Chciałem szybko zjeść, żeby uciec do pokoju przed Georgiem. Próbowałem uniknąć czegoś, co i tak będzie miało niedługo miejsce. Georg mnie zabije.

 -A gdzie panicz Georg? - zapytała Sara ze zdziwieniem, wycierając naczynia ręczniczkiem. 
 -Panicz? To zwykły dzieciak - wziąłem dokładkę wszystkiego, co tylko było na stole - jest w drodze do domu.
 -Nie przyjechaliście razem? - usiadła obok mnie.
 -Georg wolał iść na pieszo - zachichotałem cicho.
 -Na pieszo!? - Sara wytrzeszczyła na mnie oczy i otworzyła buzię - czy on aby na pewno dobrze się dziś czuje? 
 -Tak, a dlaczego? - zapytałem, chociaż bawiła mnie jej reakcja. 
 -Georg nienawidzi chodzić gdzieś sam... Zawsze, wszędzie wozi go Artur - pokiwała głową.
 -Może dziś wolał iść sam - wzruszyłem ramionami. 
 -Wywinąłeś mu jakiś numer, Tom? - zastygłem w bezruchu i spojrzałem na nią.
 -Ja? Oczywiście, że nie!
 -Tom... - popatrzyła na mnie unosząc brwi.
 -No, ale należało mu się!
 -Eh, widziałam! - westchnęła - będziesz miał z nim kłopoty.
 -To jego wina! Ja sobie spokojnie rozmawiałem z Melanie, a on nagle znienacka pojawił się i zaczął ją wyzywać i chyba nawet grozić. To była moja jedyna koleżanka, pomogła mi ze wszystkimi lekcjami, oprowadziła mnie po szkole, bo oczywiście panicz nie miał na to ochoty. Nie mam tu nikogo, a on przyszedł i wszystko zniszczył!
 -Powiedziałeś... Melanie? - zapytała.
 -Znasz ją? Kim ona jest, albo raczej była dla Georga? - zacząłem zadawać jej masę pytań. Może jedyna osoba wyjaśni mi co się tutaj dzieje!
 -Nie znam jej. Pierwszy raz o niej słyszę - wstała pospiesznie i zniknęła po chwili w kuchni.
 -Poczekaj! - pobiegłem za nią. Stała niespokojnie, opierając się o blat w kuchni - co Wy znowu przede mną ukrywacie!? Mam prawo wiedzieć!
 -Zapomnij o tym, chłopcze. Nie było żadnej rozmowy. - powiedziała, starając się zachować spokój i powiedzieć to delikatnie. 
 -Myślałem, że można na Ciebie liczyć - oparłem ramię o futrynę i schowałem ręce do kieszeni - chociaż na Ciebie!
 -Przykro mi, Tom - pokiwała głową i wróciła do gotowania, nie zwracając na mnie uwagi.
 -Wielkie dzięki. - szepnąłem wkurzony i pobiegłem do swojego pokoju. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Georga. Był wkurzony. Bardzo wkurzony. Ciekawe, w jaki sposób mnie zabije. Może udusi mnie poduszką, gdy będę spał, a może od razu wbije mi nóż w plecy? Ale chwila moment! Przecież ja jestem Tomem! A Tom nigdy się nie poddaje! To on powinien się mnie bać i główkować nad tym, co mu zrobię, a nie ja! W każdym razie wiedziałem już, że nic nam nie pomoże. Ani jego okrutni rodzice, ani służba, czy nauczyciele. Jesteśmy zdani tylko na siebie. Kiedyś nawet mi o tym mówił, ale uznałem to za kompletną bzdurę i nie uwierzyłem mu, ale teraz to wydaje się być sensownym. Usiadłem na łóżku i w spokoju czekałem, aż Georg przyjdzie rozbić mi łeb o ścianę. Miałem wrażenie, że moje moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Przypomniałem sobie wszystkie chwile, gdy mnie upokarzał i wyzywał od najgorszych i całe tchórzostwo wraz ze strachem ulotniło się. Czekałem na niego coraz bardziej niecierpliwie, byłem gotów, by się bronić. Bronić swojej dumy! Dumy biednego chłopczyka z bidula! Udowodnię mu, pokażę mu! Żyły mi pulsowały, zacisnąłem odruchowo pięści. Minęła godzina, półtorej. Dwie godziny! Gdzie jest ta gnida!? Sam do niego pójdę! Może ma dla mnie jakieś niespodzianki w postaci pułapek? Hm, nieźle się zabawimy! Uchyliłem powoli drzwi i wyjrzałem ostrożnie na zewnątrz. Pusto. Wymknąłem się zewnątrz i po cichu, na paluszkach podszedłem do jego drzwi i przyłożyłem do nich ucho, słysząc muzykę wydobywającą się z wewnątrz. Złapałem za klamkę i już miałem otworzyć... Nie! Moje wejście musi zapamiętać sobie do końca życia! Musi się wystraszyć! Otworzyłem drzwi kopniakiem i wparowałem do środka. Georg siedział po turecku na łóżku i odrabiał lekcje. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. 

 -Co Ty robisz!? - podszedłem do niego.
 -Lekcje - odpowiedział obojętnie - nie widać?
 -Przecież miałeś do mnie przyjść!
 -Po co? - prychnął.
 -Mieliśmy się bić - wybuchł śmiechem - co Cię tak bawi!? - podszedłem bliżej i jednym, zwinnym ruchem zrzuciłem mu wszystkie książki i zeszyty na podłogę, niszcząc kilka "niechcący" - ups!
 -Ty jesteś naprawdę pojebany, Tom! Naprawdę chciałeś się ze mną bić?
 -A Ty nie? Nie byłeś wściekły, że dzięki mnie musiałeś iść chwilkę na pieszo? Panicz Georg nie zapragnął zemsty? - zakpiłem sobie z niego. 
 -Jeszcze się zdziwisz, bachorze - oznajmił i zaczął zbierać zeszyty z podłogi - jutro mam ważny test. Jeżeli go obleję Ty zapłacisz mi za to dwa razy brutalniej. 
 -Myślisz, że bójka rozwiąże Twoje problemy, zakompleksiony kretynie?
 -To Ty tak myślisz. - uśmiechnął się złośliwie i wrócił do nauki, zakładając słuchawki na uszy i ignorując mnie kompletnie. 
 -Halo! Ja do Ciebie mówię, Ty ośle! - on tylko popatrzył na mnie obojętnie i zajął się czytaniem grubej książki, trochę zniszczonej i bez kilku kartek, przeze mnie. Najchętniej podarłbym mu te jego wszystkie notatki, byleby zwrócił na mnie uwagę, ale zrezygnowałem. Szkoda mi było na niego czasu, ja w końcu też mam naukę, a tego zawalić nie mogę. 


Następny dzień okazał się istną katorgą. Prawie na każdej lekcji mieliśmy jakieś kartkówki. Próbowałem nawiązać jakiś kontakt z Melanie, ale unikała mnie. Widziałem jak co jakiś czas Georg przechodząc obok niej mówił jej coś na ucho i rzucał mordercze spojrzenie. Melanie zerknęła na mnie, a gdy zauważyła, że cały czas ją obserwuję speszyła się i odwróciła na pięcie, znikając gdzieś. Za którymś razem postanowiłem iść za nią. Doszliśmy do końca korytarza, gdzie nie było uczniów, ani nawet nauczycieli. Podszedłem do niej i złapałem ją za ramię.

 -Hej! - podskoczyła i odwróciła się w moją stronę - wystraszyłeś mnie! Nie chodź za mną! - próbowała mnie ominąć, ale zagrodziłem jej drogę.
 -Chcę z Tobą porozmawiać.
 -Nie mamy o czym! Zostaw mnie w spokoju! - nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, odwróciłem się i zobaczyłem Georga. Świetnie! Zajebiście! 
 -Wynocha. - zwrócił się do Melanie, popychając ją lekko. Ta przyłożyła dłoń do jego twarzy, mocno go uderzyła i sobie poszła, zostawiając nas samych.
 -Śledzisz mnie? - oparł dłonie o ścianę, po obu bokach mojej głowy. 
 -Tylko pilnuję. - mój oddech przyspieszył, serce zaczęło szybciej bić - trzymaj się od niej z daleka, albo inaczej sobie pogadamy i ona najbardziej na tym ucierpi. 
 -Grozisz mi? 
 -Jasne - zaśmiał się, mówiąc całkiem poważnie.  
 -Nie boję się Ciebie - szepnąłem. Nogi pode mną uginały się. No dobra, tak naprawdę cholernie się go bałem, ale próbowałem to jakoś ukryć. Nagle zadał mi cios w okolicach żołądka, upadłem na podłogę, kaszląc i czołgając się po podłodze, próbując uciec. Jeszcze wczoraj obiecałem sobie, że będę się bronił, aż do utraty tchu! Niestety Georg w tym momencie był dla mnie okrutny i bezlitosny. Zamknąłem oczy i machałem rękoma na oślep, bijąc go po twarzy. Po chwili złapał moje ręce i przygwoździł mnie mocno do ściany.
 -Ohh - jęknąłem z bólu, słysząc jak kości w moim ciele strzelają, sprawiając mi ogromny ból.
 -Boli bardzo? - przycisnął mnie jeszcze bardziej do ściany.
 -Tak...
 -Biedactwo! - rzucił mną o podłogę, przewrócił na brzuch i usiadł na mnie okradkiem, wykręcając mi ramię. 
 -Boli! - zacząłem kopać nogami i wiercić się, próbując jakoś wydostać się z jego uścisku i uciec jak najdalej. 
 -Co Ty nie powiesz! - wykręcił mi ją jeszcze bardziej.
 -Złamiesz mi zaraz rękę! Już wystarczy! 
 -Chciałeś walki? To teraz ją masz! 
 -Nie!
 -Ależ tak. Wiesz co, Tom? - pochylił się nade mną i szepnął mi do ucha. Zacisnąłem szczękę - miałem nadzieję, że przyjedzie do mnie ktoś fajny, ale nie spodziewałem się takiego kretyna. Nie lubiłem Cię od samego początku, ale teraz Cię nienawidzę. I dopóki nie opuścisz mojego domu będę Ci zatruwał życie i uwierz, nikt Ci nie pomoże, nikt Cię nie usłyszy i każdy będzie miał Cię gdzieś. Wiem coś o tym!
 -A co ja Ci takiego zrobiłem!?
 -Jesteś nieposłuszny, pakujesz się w tarapaty, z których ja muszę Cię ratować, robisz mi na złość, wyzywasz mnie, robisz mi codziennie wyrzuty sumienia, bijesz mnie i nie chcesz dać mi tego, czego ja oczekuję od kogoś od piętnastu lat!
 -Czego Ty oczekujesz!? Z Tobą nie da się nawet normalnie rozmawiać! Od samego początku robisz ze mnie biedaka i patrzysz na mnie z góry, chociaż to Ty mnie tu ściągnąłeś! Postępujesz tak z każdym, uważasz się za lepszego, więc później nie dziw się, że nikt nie wytrzymuje z Tobą dłużej niż pięć minut i każdy od Ciebie odchodzi! - wykrzyczałem resztkami sił. Uścisk na mojej ręce zwolnił się. Już myślałem, że to koniec, kiedy nagle brutalnie odwrócił mnie w swoją stronę i uderzył w policzek. 
 -Jeśli jeszcze raz wypowiesz się na mój temat zniszczę Ciebie! - wrzasnął i zszedł ze mnie, pociągając mnie za ramię. Popchnął mnie na ścianę - nie chcę Ciebie znać i gówno mnie obchodzi, w jaki sposób to zrobisz, ale masz zniknąć z mojego życia raz na zawsze! I od Melanie też trzymaj się z daleka!
 -Nie. - zatrzymał się i spojrzał na mnie.
 -Co?
 -Nie zrobię tego tylko dlatego, że Ty sobie tak życzysz! Nic dla mnie nie znaczysz, nie masz prawa mi rozkazywać i grozić! Mógłbym iść z tym na policję!
 -To idź - wzruszył obojętnie ramionami - droga wolna.
 -Ja też myślałem, że jesteś inny - podszedł do mnie bliżej - to znaczy jasne, że spodziewałem się rozpieszczonego bachora - snoba, ale myślałem, że pomożesz mi chociaż utrzymać kontakt z moim bratem. Myślałem, że się polubimy, chociaż wcale nie uśmiechało mi się tu przyjeżdżać! Od samego początku nie zachowywałeś się w porządku w stosunku do mnie i od razu Cię znienawidziłem. Jesteś taki sam, jak wszystkie inne snoby, dążysz do celu po trupach i nie liczy się nic, oprócz hajsu. Zniszczysz wszystko, na czym mi zależy, łącznie ze mną. Myliłem się co do Ciebie. 
 -Najwyraźniej - uśmiechnął się i znowu uderzył w policzek. Nie miałem siły się już nawet bronić, więc uciekłem stamtąd jak ostatni tchórz i idiota. Zamknąłem się w łazience i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Cała moja twarz była opuchnięta i zakrwawiona. 
 -Co za skurwysyn! - wykrzyczałem, przemywając twarz wodą. Miałem gdzieś, że może ktoś jest tutaj ze mną. Byłem wkurzony na Georga i w szczególności na samego siebie, że znowu stchórzyłem! Przemyłem twarz zimną wodą i podniosłem koszulkę oglądając swój posiniaczony brzuch. Nie sądziłem, że jest w stanie być taki agresywny! Przecież pokonałem go na siłowni i myślałem, że jest słaby! Nie mogę iść tak na lekcje, na mojej twarzy było pełno zadrapań i siniaków i jak ktoś z nauczycieli to zauważy to od razu wezwą Verę i Sebastiana, a ja nie chcę robić nikomu problemów, poza tym wyszło by na jaw, że wdałem się w bójkę. Ale gdy zerwę się z lekcji to też mogą zadzwonić po Trümperów... Trudno! Nie mogę pokazać się nikomu w takim stanie. Wyjąłem komórkę z kieszeni w pośpiechu wybrałem numer do Artura z prośbą, aby przyjechał po mnie najszybciej jak to możliwe. Po dzwonku, gdy na holu nie było już nikogo poszedłem pod klasę po swój plecak i zarzuciłem go na ramię. Nie bałem się, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy się skądś wymykam. Wyszedłem spokojnie ze szkoły, skradając się po cichu i pobiegłem do limuzyny. 
 -To może teraz mi to wytłumaczysz? - zapytał od razu Artur - jak rozmawialiśmy przez telefon to nie chciałeś mi nic powiedzieć. 
 -Bo się spieszyłem! - Artur odwrócił się w moją stronę i dopiero teraz przyjrzał mi się dokładniej, bo wcześniej tylko zerknął na mnie przez lusterko. 
 -A co Ci się stało w buzię? - spytał lekko spanikowany.
 -A to, to długa historia, później Ci opowiem. Mógłbyś zabrać mnie do domu?
 -Nie wiem czy to dobry pomysł - westchnął - jak Twój ojczym się dowie to nie będzie za ciekawie.
 -Tylko nic im nie mów, Arturze! 
 -Niestety jestem zmuszony, Tom. Bójka to poważna sprawa!
 -Ale ja się z nikim nie biłem! 
 -To jeszcze gorzej! - zrobił się cały czerwony i zdenerwowany, rzecz jasna nie na mnie, tylko na całą tą sytuację. 
 -Nie martw się o mnie, wszystko jest już okej, ale nie mogę iść w takim stanie na lekcję, bo nauczyciele zadzwonią po Trümperów.
 -Tom... Powiedz mi chociaż kto Ci to zrobił? - zapytał, ruszając. 
 -No... - zacząłem krążyć niespokojnie wzrokiem po podłodze - taki mój jeden nieprzyjaciel.
 -Czyli? - okej, jedno już wiedziałem. Przed Arturem nic się nie ukryje i nie ma sensu kłamać mu w oczy.
 -Georg - syknąłem - Georg mi to zrobił. 
 -Tom? - zapytał z nutą pretensji w głosie - a czy to nie przez ten Twój wczorajszy żart?
 -Nie! Od początku się nie lubiliśmy - sprostowałem. 
 -Wiesz, że jeśli chodzi o Georga, to ja nic nie mogę na to poradzić...
 -Ale ja od Was niczego nie oczekuję! Przestań się już tak o mnie martwić, zapewniam Cię, że na pewno nie będzie tak, że on będzie mnie maltretował, a ja nic z tym nie zrobię. Dam sobie z nim radę. 
 -Nie możecie się po prostu dogadać?
 -To nie takie proste dogadać się z Georgiem, jak Ci się wydaje.
 -Jestem pewien, że w końcu się polubicie. 
 -Mylisz się, Arturze.
 -Ehh, wiem, że Georg ma trudny charakter, ale może macie chociaż wspólne zainteresowania? 
 -Na pewno nie! Jestem jego totalnym przeciwieństwem. 
 -Może jednak jest coś co Was łączy?
 -Chyba wspólna szkoła - zamyśliłem się - i na tym się kończy.
 -No to chociaż się nie bijcie!
 -To on mnie pobił! Jak możesz myśleć, że ja zadawałem mu ciosy, przecież jest kilkakrotnie wyższy ode mnie!
 -Georg już taki jest, zawsze myśli, że idealnym rozwiązaniem jest bójka. Myśli, że to jedyny sposób na dogadanie się lub załatwienie spraw.
 -Ale przecież on ma dopiero szesnaście lat! Czemu nikt z nim nie zrobi porządku?
 -Tylko my to widzimy i wiemy jaki jest, ale jednocześnie jesteśmy również tylko służbą i nie nam to oceniać. A Vera i Gordon nie mają czasu na takie głupoty.
 -Czemu mnie to nie dziwi? - westchnąłem głośno i opadłem na siedzenie - zaraz, zaraz, skoro mówisz, że nie mają czasu na takie głupoty to dlaczego straszyłeś mnie, że się im poskarżysz? - zmarszczyłem brwi - chcesz się mnie pozbyć?
 -Nie, jasne że nie! - szofer wytarł dłonią czoło.
 -Dlaczego się tak stresujesz zawsze, gdy ze mną rozmawiasz? Denerwuje mnie to, zachowujesz się, jakbyś się mnie bał. Nigdy nie rozmawiasz z Georgiem?
 -Nie wolno mi z nim rozmawiać.
 -Jak to nie wolno? 
 -Kazano mi skupić się na pracy i nie wtrącać w sprawy rodzinne - prychnąłem. 
 -Chyba sobie żartujesz! - nie wiedziałem, że jeszcze coś mnie tutaj zdziwi - coraz bardziej zadziwia mnie ta dziwna rodzinka. Wciąż nie wiem, jakim cudem się tu znalazłem i trafiłem do tego domu wariatów! - wyjrzałem przez okno. Nie sądziłem, że komuś może tak bardzo zależeć tylko i wyłącznie na pieniądzach, sądziłem, że wiem już wiele, ale okazało się, że wiele mi nie powiedzieli i nadal nie mówią... - i to dlatego się tak denerwujesz jak ze mną rozmawiasz? Boisz się, że się poskarżę i stracisz pracę?
 -Wiesz, raz już miałem podobną sytuację! Spytałem Georga jak było w szkole, bo zaniepokoiłem się tym, że wrócił z podbitym okiem i dużo mnie to kosztowało. Wylecę stąd na jedno skinięcie palcem Georga, albo Twoje.
 -Nie mogę uwierzyć, że mimo tego że wozisz wszędzie ten jego leniwy tyłek on Cię tak traktuje!
 -Nie przesadzajmy, w końcu to moja praca i za to mi płacą. 
 -W takim razie nie obawiaj się nigdy tego, jak ze mną jedziesz. Ja taki nie jestem, poza tym fajnie mi się z Tobą rozmawia. Ty i Sara jesteście najnormalniejszymi osobami w tym całym apartamencie. 

Szofer spojrzał na mnie w lusterku i uśmiechnął się.

 -Dzięki, Tom. Od początku wiedziałem, że jesteś w porządku. 
 -A dlaczego Ty zgodziłeś się pracować tutaj, wśród tych snobów?
 -Cóż, nie będę ukrywał, ale bardzo dobrze płacą. 
 -I wszystko jasne - zaczęliśmy się oboje śmiać. 
 -No, jesteśmy na miejscu - zaparkował i odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć - wysiadaj. 
 -A Ty nie idziesz?
 -Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia - wzruszyłem ramionami, co oznaczało, że nie bardzo mnie to obchodziło. Jestem jeszcze dzieckiem, nie interesują mnie te wszystkie nudne sprawy dorosłych. Kiedyś będzie na to czas, ale na razie chcę trochę pożyć!
 -Do zobaczenia, Arturze - pomachałem mu, wychodząc z limuzyny. Wciąż nie czułem się dobrze, jeżdżąc nią, ale jak zwykle miałem najmniej do powiedzenia na ten temat i niestety musiałem się dostosować czy tego chciałem, czy nie.

Wszedłem do domu na paluszkach, starając się bez najmniejszego hałasu przedostać do mojego pokoju. Szedłem w skupieniu i ciszy, aż tu nagle potknąłem się o coś leżącego na podłodze i runąłem na podłogę. Nie wierzę, że jestem aż takim niezdarą! 

 -Scheisse! - szepnąłem wściekły i obolały. Chyba skręciłem sobie kostkę.
 -Włamywacz! - usłyszałem nagle i próbując wstać dostałem parasolką w głowę! Ponownie upadłem, aż zakręciło mi się w głowie. Przed oczami miałem dwie Sary...
 -Sara? - spytałem łapiąc się za bolącą głowę - dlaczego nigdy nie mówiłaś, że masz siostrę bliźniaczkę? - zmrużyłem oczy, przypatrując się jej siostrze. Po chwili znów zacząłem widzieć dobrze i zdałem sobie sprawę, że to tylko jedna Sara, wystraszona, ściskająca parasolkę w ręku.
 -Tom! - rzuciła ją na bok i podbiegła do mnie, łapiąc mnie za ramiona i pomagając mi wstać - myślałam, że jesteś włamywaczem! Wystraszyłam się! Nic Ci nie jest?
 -Poza wstrząśnięciem mózgu to chyba nic! - zakryłem twarz w dłoniach. 
 -Przepraszam! - złapała moje dłonie, odciągając je od mojej twarzy - Boże! Biłeś się z kimś!?
 -To nie tak, zaraz Ci to wyjaśnię! - zacząłem się tłumaczyć.
 -A więc słucham! - zapytała zdenerwowana, zmartwiona i jednocześnie przerażona. 
 -To Georg mi to zrobił...
 -A mówiłam! Ostrzegałam Cię, chłopcze, żebyś z nim nie zaczynał.
 -Nie będę okazywał strachu! Co to jest w ogóle za dom!? Zamiast coś zrobić z Georgiem to każesz mi siedzieć cicho!
 -Nie wiem, czy Artur Ci już o tym mówił, ale my jesteśmy tylko służbą i nie możemy się wtrącać w Georga sprawy - przypomniałem sobie wypowiedzi Artura i od razu przestałem winić o wszystko Sarę. 
 -To w takim razie mi też nie mów co mam robić! - ominąłem ją i ruszyłem pospiesznie do łazienki. Przemyłem buzię lodowatą wodą i wytarłem ją w delikatny, miękki ręcznik. Boli! Wszystko mnie cholernie boli.
 -Tom, zaczekaj! Trzeba zrobić Ci opatrunek - wyszedłem powoli z łazienki, a resztą zajęła się Sara. Poprzyklejała mi pełno plasterków, a twarz przemyła rumiankiem i posmarowała jakąś maścią, która ładnie pachniała malinami. W niektóre miejsca przyłożyła mi lodu i byłem prawie jak nowy.
 -Dziękuję Ci bardzo. Teraz pozwól mi iść do swojego pokoju i odpocząć - skinęła głową i zmartwiona jeszcze spytała, czy nie zrobić mi czegoś do jedzenia. Utwierdziłem ją i Artura w przekonaniu, że wszystko jest pod kontrolą i nie potrzebuję wiele pomocy z ich strony, jednak mimo wszystko wiem, że martwili się o mnie, tylko chcieli to ukryć i nie dawać oznak zwątpienia w naszą relację. Jednak ja byłem spostrzegawczy i pewnych rzeczy nie dało się ukryć. Wciąż jednak nie mogłem uwierzyć, że ON mnie tak potraktował. Przecież od początku byłem w porządku w stosunku do niego i miałem nadzieję, że po tym, jak chociaż trochę się zmieni to może nawet się zaprzyjaźnimy. Ale w tym momencie zwątpiłem we wszystko. W to, że kiedykolwiek odzyskam brata, w Georga i przede wszystkim w siebie. Chciałem po prostu uciec jak najdalej od wszystkich. Zniknąć - jedyne, czego teraz pragnę i chyba nawet osiągnę. 

C.D.N.

niedziela, 13 marca 2016

14. Ich Bin Nicht Ich

 Cześć! Bez zbędnego przedłużania zapraszam na kolejny rozdział.
Buziaki!

Rozdział czternasty

-A..Adam? - spytałem lekko drżącym głosem. 
 -Tak, a co? Dlaczego się tak zdenerwowałeś? - położyła dłoń na moim czole z troską - jesteś cały rozpalony, co się dzieje?
 -Nie czuję się za dobrze - podniosłem się gwałtownie - niedobrze mi - poczułem odruch wymiotny. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do toalety, zamykając się z niej.
 -Bill? Otwórz, chcę Ci pomóc! - pukała w drzwi, próbując się do mnie dostać. Jedyny posiłek, jaki dzisiaj zjadłem właśnie wylądował w kiblu. Teraz poczułem przeszywający ból w okolicach żołądka i głód. Mógłbym w tym momencie zjeść wszystko co stanie na mojej drodze. Z drugiej strony wciąż czułem obrzydzenie z powodu Adama, przypomniał mi się mój sen. Chcę umrzeć. Chcę umrzeć. Chcę umrzeć. 
Stanąłem przed lustrem i spojrzałem w swoje odbicie... ale to nie mogłem być ja! Blada, wręcz biała, wychudzona, sina, ponura, straszna twarz i bardzo krucha postura. Wyglądałem jak trup i tak się właśnie czułem. Walnąłem w lustro kalecząc sobie dłonie, ale nie czułem bólu, a wręcz ulgę, bo chociaż na chwilę zapomniałem o tym całym bólu psychicznym i krzywdach, jakie mi wyrządzono. Szkło rozpadło się na milion kawałeczków opadając na podłogę.

 -Bill! - wrzasnęła Ashley kopiąc w drzwi. Nie usłyszałem jej nawet, nie zwróciłem na nią uwagi. 

Zrobiło mi się słabo i znów poczułem chęć zwymiotowania. Oparłem się rękoma o umywalkę i spojrzałem na rozbite lustro po raz kolejny. Kropelki krwi spływały po moich rękach sprawiając mi przyjemność. A raczej ulgę. 

 -Adam - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, spoglądając na niego w lustrze. Bam! Walnąłem w lustro po raz kolejny i kolejny, aż ściana została pusta ze śladami mojej własnej krwi, a milion szklanych kawałeczków ubrudzonych czerwonym płynem leżało na podłodze. Zrobiłem parę kroków kalecząc sobie stopy i usiadłem w kącie zdesperowany.

 -Tom! Przyjdź tutaj, potrzebuję Cię, Tom!  - zacząłem go wołać, mając nadzieję że za chwilę zjawi się tutaj i przytuli mnie do siebie, obroni i pobije każdego, kto zrobił mi krzywdę. W akcie kompletnej desperacji, samotności, depresji, pustki i czarnej dziury, która z każdą chwilą pochłaniała mnie coraz bardziej sięgnąłem po kawałek szkła leżącego na podłodze. Całe moje dłonie były pocięte i strużka krwi spływała po moich rękach robiąc niewielkie kałuże na podłodze. Popatrzyłem na swoje nadgarstki. Chcę zniknąć. Jeżeli zniknę, znikną również moje problemy, a także ja przestanę być problemem dla innych. Czy to nie najlepsze wyjście? Lepsze niż siedzenie w psychiatryku i rozmyślanie nad sensem swojego życia? Tom... dla niego żyję, dla niego istnieję i dla niego jestem. Ale Toma już nie ma i nigdy nie będzie! Miał mnie bronić, miał złapać mnie gdy się potknę, zanim upadnę, miał być przy mnie do końca życia. Ale zostałem sam... bez brata, bez przyjaciół, bez matki, bez chłopaka. Nawet się nie zorientowałem, kiedy przejechałem ostrzem po swoim nadgarstku robiąc głęboką ranę. Uff! Ból psychiczny zniknął. Zrobiłem jeszcze jedno nacięcie i jeszcze jedno... W efekcie czego po chwili zaczynałem powoli tracić przytomność. Ktoś z krzykiem podbiegł do mnie zmartwiony i przerażony.

 -Bill, co ty zrobiłeś!?
 -Tom? - mruknąłem. Powieki zamknęły się same, mimo mojej woli.
 -Billy! Nie zasypiaj! Zaraz wezwę pomoc! - dopiero teraz rozpoznałem głoś zatroskanej pielęgniarki. Mojej Ashley. 
Popatrzyłem na nią i mimowolnie zjechałem wzrokiem na podłogę pełną mojej krwi i roztłuczonego szkła. Spojrzałem jej w oczy, uśmiechnąłem się i zasnąłem.


Pierwsze co poczułem po przebudzeniu to niemożliwy ból. Otworzyłem powoli oczy i złapałem się za zabandażowane nadgarstki. 

 -Bill? - usłyszałem znajomy głos obok siebie.
 -Hum? - odwróciłem głowę i zobaczyłem Gustava i Georga. Zamrugałem kilka razy z niedowierzania, że to naprawdę oni. Georg złapał mnie bardzo delikatnie za dłoń, a Gustav chodził po pomieszczeniu nerwowo w tę i z powrotem - gdzie ja jestem?
 -Jesteś w szpitalu, Bill - powiedział spokojnie Georg. Gustav jak na razie milczał, ale widziałem furię w jego oczach, której nie mógł w żaden sposób ukryć. Po raz pierwszy rolę się odwróciły i tym bardziej opanowanym był Geo. 
 -Gdzie moja matka? - spytałem, gdy zauważyłem że nie ma jej w pokoju. 
 -Jest w drodze.
 -Zadzwoń do niej i powiedz, że nie chcę widzieć jej na oczy - rozkazałem. 
 -Nie zrobię tego - pokiwał przecząco głową.
 -W takim razie też się wynoście! Mieliście na tyle odwagi, żeby zostawić mnie samego w psychiatryku, więc teraz też Was nie potrzebuję! Wypad stąd kretyni! - próbowałem się podnieść, ale poczułem ból w okolicach żołądka i z powodu, że nie miałem siły więcej wymiotować i nawet nie miałem czym wybiłem sobie ten pomysł z głowy i znów opadłem bezwładnie na miękkie poduszki. 

 -Nie - powiedział, a ja spojrzałem na niego z rozdziwionymi ustami. 
 -Ale jak to kurwa nie? 
 -Zabieramy Cię do domu.
 -Do domu? - szepnąłem i popatrzyłem na Gustava. Wciąż chodził w kółko i nic nie mówił, nawet na mnie nie spojrzał. Zaczynał mnie wkurwiać. Georg podniósł mnie delikatnie i przytulił do siebie. Pogłaskał mnie po głowie i pocałował w czoło nie uwalniając z lekkiego uścisku nawet na chwilę. To nie był Tom, ale czułem się bardzo bezpiecznie w jego ramionach. Przymknąłem oczy czując ciepło bijące od niego - potrzebowałem Was bardzo - zacząłem robić kółeczka na jego umięśnionej klatce piersiowej. 
 -Nawet nie wiesz, jak za Tobą tęskniliśmy. Martwiliśmy się. Codziennie po kilka razy wydzwanialiśmy do Ashley spytać jak się czujesz. Przepraszam, że nie byliśmy przy Tobie. Byliśmy przekonani, że to Ci pomoże. Zawsze chcemy dla Ciebie jak najlepiej. Ale nie wiedzieliśmy, że... to się może stać - zerknął na opatrunki na moich rękach. 
 -Byłem samotny! Nadal jestem.
 -Już nie. Toma jeszcze z nami nie ma, ale jestem ja i Gustav. Nie zostawimy Cię już nigdy. To był wielki błąd i wiemy o tym. 
 -No nie wiem, Georg - wtuliłem policzek w jego klatkę piersiową i poczułem jego bijące serce - nie wiem czy mogę Wam zaufać. Już raz mnie zawiedliście. Kosztowało mnie to życie. No, prawie. 
 -W porządku, rozumiemy Cię. Damy Ci czas na wybaczenie nam i...
 -Ale ten czas już może nigdy nie nadejść, skarbie - spojrzałem mu w oczy. Przez chwilę zastanawiał się co ma powiedzieć bo na pewno nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony.
 -Zrozumiemy to - powiedział niepewnie i nie był do tego za bardzo przekonany.   
 -Tak? - pogłaskałem go po policzku.
 -Tak.
 -I znikniecie z mojego życia już na zawsze gdy Was o to poproszę?
 -Nie! - aż się wzdrygnął - przyjaciele są po to, żeby pomagać i wspierać!
 -Ale nie są od zostawiania kogoś samego wśród psycholi, myśląc że ktoś całkowicie oszalał tylko dlatego, że boi się o życie swojego brata. 
 -Zapomnijmy o tym - powiedział, a ja prychnąłem. Jakby to było takie proste, to owszem, chciałbym zapomnieć o tym wszystkim.
 -Ja nigdy nie zapomnę. - przestałem go przytulać i położyłem się wygodnie w swoim łóżku - a Ty Gustav? Nie masz mi nic do powiedzenia? - nie usłyszał mojego pytania i nawet na mnie nie spojrzał - widzisz? - popatrzyłem na Georga - czuję się, jakbym w ogóle nie istniał. 
 -Nawet nie wiesz, co on przeszedł! Prawie miał załamanie nerwowe! Wciąż nie może do siebie dojść. Podziwiam go, że w ogóle dał radę tutaj przyjechać. Od kilku godzin nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Na Twoim miejscu dałbym mu spokój, bo w tym momencie przypomina bardziej tykającą bombę, niż spokojnego Gustava. 
 -Jak to załamanie nerwowe? - otworzyłem usta ze zdziwienia. 
 -Nawet nie wiesz, ile tabletek wylądowało w jego żołądku, zanim tu przyjechaliśmy. Wyniszczy siebie. 
 -Chcesz mi teraz robić wyrzuty sumienia? 
 -Nie. Jasne, że nie. Chcę o tym zapomnieć, Bill.
 -Zawieź mnie do domu. Teraz - wyciągnąłem ramiona w jego stronę. Georg wziął mnie na ręce i zaniósł aż do samochodu, tak jakbym sam nie potrafił chodzić o własnych siłach... których w sumie mi bardzo brakuje.
 -Ale jesteś lekki. Bardzo schudłeś - przewróciłem oczami.
 -Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam, jak trup, ale nie musicie mi tego wypominać.  


 -Moja matka przypadkiem nie miała tutaj przyjechać? - prychnąłem, przypominając sobie o niej w samochodzie.
 -Napisała mi smsa, że stoi w korku - zaśmiałem się. 
 -No to napisz jej, proszę, żeby nie pojawiała się w domu, bo będzie z nią bardzo źle.
 -Bill...
 -No co? I tak ją już stamtąd wywaliłem. Bywała w domu raz na ruski rok, więc teraz niech sobie też coś wykombinuje - wzruszyłem ramionami i złożyłem ręce na piersi - wszystko mi jedno. Byleby nie pokazywałaby mi się więcej na oczy.
 -W takim razie sam jej to powiedz - podał mi swoją komórkę. Wybrałem numer i zadzwoniłem do niej, robiąc awanturę i wyrzuty sumienia. A co tam, niech zapamięta, że mnie się nie wykorzystuje! Rozłączyłem się i miałem szczerą nadzieję, że to był ostatni raz kiedy z nią rozmawiałem. 


Dom... ten słodki i ciepły zapach mojego domku. Brakowało mi jego. W końcu przez dwa miesiące musiałem leżeć na szpitalnym łóżku w tym pachnącym szpitalem, okropnym pomieszczeniu. Nigdy więcej!

 -Co z Natalie? - wszedłem powoli do mieszkania, a za mną szedł Georg. Gustav źle się czuł, nie chciał z nami rozmawiać, tylko od razu pojechał do domu odpocząć. 
 -Z Natalie? - odwróciłem się do niego.
 -Polubiłem ją. Nie była u mnie w szpitalu?
 -Była nawet kilka razy. Potwornie się o Ciebie martwiła, jak my wszyscy z resztą. - podszedłem do drzwi i zakluczyłem je, żeby nie mieć tu niechcianych gości. 
 -Daj mi jej numer - podszedłem do przyjaciela i spojrzałem mu w oczy.
 -Sama Ci go zostawiła na szafce gdy u Ciebie była. Wziąłem go, ale... - złapał się za głowę, myśląc nad czymś intensywnie - cholera! Komórkę i karteczkę zostawiłem w samochodzie Gustava.
 -Nie szkodzi - podszedłem jeszcze bliżej - później mi go załatwisz.
 -Jasne. Bill?
 -Tak? - objąłem go patrząc głęboko w oczy.
 -Mogę tu zostać z Tobą? Chcę się Tobą zaopiekować i...
 -I przypilnować mnie?
 -Ehm... Nie, ale... Chodzi o to, że... Chcę mieć pewność, że nic Ci nie grozi, okej?
 -W porządku, będziesz spał w łóżku...Toma - wzdrygnąłem się i zakręciło mi się w głowie. 
 -Wszystko w porządku? Strasznie blady jesteś.
 -Tak, wszystko okej. Daj mi tylko trochę wody - poprosiłem i poszedłem do salonu. Usiadłem wygodnie na kanapę, a właściwie to opadłem na nią delikatnie ze słabości. Wszystkie złe wspomnienia wracają. Adam, Tom, tamten dom i ci faceci...
 -Masz. Pij. - po chwili Georg usiadł obok mnie ze szklanką wody w dłoni, którą mi wcisnął. 
 -Dzięki Georg. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił - złapałem go za dłoń, a do oczu napłynęły mi łzy.
 -No co Ty Bill? Nie płacz, przecież ja Ci tylko podałem szklankę wody - uśmiechnął się. 
 -Gdybyś Ty tego nie zrobił, to usechłbym tutaj na kanapie, bo nawet nie mam siły wstać. 
 -Musisz coś zjeść. 
 -Nie ma mowy! 
 -Dlaczego!?
 -Bo zwymiotuję!
 -Nie możesz popaść w anoreksję! Nie dopuszczę do tego nigdy!
 -W jaką anoreksję? - przewróciłem oczami - mam zbyt dużo problemów na głowie, żeby przejmować się jedzeniem, albo moim wyglądem!
 -Na razie dużo pij, okej? Wieczorem Ci coś ugotuję - skinąłem głową. Martwił się o mnie i opiekował się mną. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Wiem to i doceniam go. - a teraz możemy porozmawiać?
 -Ale o czym?
 -O tym - złapał za moje nadgarstki i przejechał kciukiem po ranach, przyglądając się nim dokładnie - dlaczego to zrobiłeś?
 -Bo czułem się samotny. 
 -Czyli to jednak przeze mnie.
 -Nie, no co Ty, nie obwiniaj siebie. To wszystko mnie przerosło. Ta tęsknota, powrót złych wspomnień. To za dużo jak dla mnie. Nie jestem na tyle silny, by to przetrwać... - Georg złapał mnie oburącz za twarz i przybliżył delikatnie do siebie. 
 -Ale łącząc nasze siły przetrwamy wszystko. - łzy zaczęły spływać ciurkiem po mojej twarzy, a ja wtuliłem się zmęczony w Georga. Położył się wygodniej na kanapie i pociągnął mnie za sobą, tak że leżeliśmy obok siebie. Ja, wtulony w tors mojego przyjaciela od razu zasnąłem. Po raz pierwszy od bardzo dawna położyłem się spać szczęśliwy, w efekcie czego śniły mi się same fajne sny. Tom się odnalazł, wybaczył mi, ja wybaczyłem mu i razem żyliśmy długo i szczęśliwie. Oby tak było naprawdę...


C.D.N.

wtorek, 23 lutego 2016

7.Rodzinny dom

Hej! Z informacji mówię tylko, że z rozdziałami jest coraz lepiej, co mnie bardzo cieszy. Mam kilka rozdziałów do przodu i już na pewno nie będzie długich przerw w publikowaniu. Chciałam również podziękować za komentarze :) Jeżeli chcesz być informowana/y o nowych odcinkach napisz na gg : 54379750.
Buziaki!

Rozdział siódmy

Dziś mój pierwszy dzień w szkole. W sumie cieszyłem się, że poznam nowych kolegów, ale dobijał mnie fakt, że będę musiał tam chodzić z Georgiem. Obudziłem się wcześnie rano, jak zwykle bez potrzeby nastawiania budzika i w dwadzieścia minut byłem wyszykowany, najedzony i gotowy do wyjścia. Myślałem, że Georg już dawno wstał i czekał na mnie niecierpliwie, a tymczasem on dopiero leniwie dokańczał śniadanie, ledwo przytomny. Usiadłem na bujanej ławce w ogrodzie i odetchnąłem świeżym powietrzem, relaksując się. 

 -Gotowy? - wyszedł na zewnątrz i usiadł obok mnie, po kilkunastu minutach. 
 -Od godziny. - powiedziałem niechętnie i wstałem, zakładając torbę na ramię i ruszyłem za Geo - daleko mamy?
 -Dziesięć minut drogi stąd - stanąłem, jak wryty, gdy zobaczyłem, że wsiada do limuzyny.
 -Co Ty robisz? - zmarszczyłem brwi. Spojrzał na mnie zdziwiony.
 -Masz zamiar iść na pieszo?
 -A Ty jechać limuzyną?
 -Artur to mój szofer i wozi mnie tak codziennie. - wzruszył ramionami - o co Ci znowu chodzi? Wsiadasz czy nie? - spojrzałem na niego, ale po chwili posłusznie wsiadłem. Pierwszy raz byłem w limuzynie i rozglądałem się w środku z błyskiem w oczach. Ktoś, kto całkowicie nie zasłużył sobie na takie przyjemności, ma je codziennie, czy to nie irytujące? Siedziałem naprzeciwko Georga i obserwowałem go, chyba zdążył się już zorientować, bo odpowiedział mi tylko złośliwym uśmiechem i pewnością siebie, żeby mnie zdenerwować i rzecz jasna, udało mu się. Popatrzyłem na niego wielkimi oczami i rozchyliłem lekko wargi, gdy wyciągnął z kieszeni papierosa i go sobie odpalił, zaciągając się dymem. 

 -Ty palisz? - zapytałem go.
 -Jak widać. - wzruszył ramionami - a Ty nigdy tego nie robiłeś? - popatrzyłem na niego z politowaniem.
 -No wyobraź sobie, że nie.
 -W tym Twoim bidulu Cię tego nie nauczyli? - spytał rozbawiony.
 -Te wszystkie bachory, poniżej dziesiątego roku życia zachowują się lepiej, niż Ty - odgryzłem mu się.
 -Odszczekaj to, kundlu! - walnął pięścią w siedzenie, obok siebie.
 -Ani mi się śni! - złożyłem ręce na piersi.
 -Ale ja Ci tak każę! - parsknąłem.
 -A kim Ty jesteś, żeby mi rozkazywać? - uniosłem prawą brew - może jeszcze mi zapłacisz, za zamknięcie się? - spytałem sarkastycznie.
 -Bardzo chętnie! - skinął głową. Idiota wziął to na poważnie - jestem gotowy zapłacić każdą sumę za to, żebyś chociaż przez pięć minut nie wyprowadzał mnie z równowagi!
 -Chyba już prędzej Twoi rodzice - prychnąłem.
 -Wszystko jedno. Należę do tej rodziny i pieniądze są też moje.
 -Nie chcę Twoich pieniędzy.
 -Przydadzą Ci się - zmierzył mnie krytycznym wzrokiem.
 -Sugerujesz coś? - zmrużyłem oczy.
 -Zmianę.
 -Jaką znowu zmianę? - zmarszczyłem brwi.
 -Potrzebujesz nowych ciuchów - prychnąłem - dzisiaj zabieram Cię na zakupy i nawet nie próbuj się wywinąć. Odtąd, codziennie, od rana do końca lekcji jesteśmy skazani na bycie razem, więc i tak nie masz wyboru. Jęknąłem z niechęcią - też mi się to nie uśmiecha - spojrzał na mnie wzrokiem, pełnym wyższości.
 -Jak to nie? - popatrzyłem na niego - przecież chciałeś mieć braciszka, prawda? - uśmiechnąłem się złośliwie.
 -Gdybym wiedział, że trafi mi się taki wieśniak, wolałbym już do końca życia siedzieć samotnie w moim pieprzonym pokoju. - zaciągnął się papierosem.
 -Kogo nazywasz wieśniakiem, palancie! - wkurzyłem się.
 -Ciebie, mały pedale. 
 -Gnida - warknąłem.
 -Frajer - odgryzł mi się.
 -Ciota.
 -Cep.
 -Snob.
 -Ofiara.
 -Młotek.
 -Przygłup.
 -Cham.
 -Świnia.

I tak wyzywaliśmy się, aż nie dojechaliśmy na miejsce i byłem pewien, że gdyby nie to, doszło by zaraz do jakiejś walki na gołe pięści. Całe szczęście, że mój przyrodni brat chodzi do innej klasy, bo chyba bym zwariował w jego towarzystwie.

Z racji tego, że jeszcze nikogo nie zdążyłem poznać, spędzałem przerwy samotnie, przechadzając się po szkolnym korytarzu. Chyba wzbudziłem zainteresowanie moich rówieśników, a zwłaszcza grupki dziewczyn, stającej kilka metrów ode mnie i chichoczącej niby dyskretnie. Nagle jedna z nich podeszła do mnie. To była ta najładniejsza, w długich, kasztanowych włosach i orzechowych oczach. 

 -Cześć - podała mi rękę - jestem Melanie - przedstawiła się z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
 -Tom - popatrzyłem jej w oczy. Była kilka centymetrów niższa ode mnie, ale i tak najwyższa z dziewczyn - rozmawiałyście o mnie, prawda? - złożyłem ręce na piersi. Melanie poczerwieniała trochę ze wstydu i spuściła wzrok.
 -Tak, wybacz. Chodziło o to, że jesteś tutaj nowy - tłumaczyła, a ja uśmiechnąłem się lekko na widok jej nieśmiałości.
 -W porządku - właśnie przypomniałem sobie, że Georg miał mnie oprowadzić po szkole, ale pewnie wybił sobie ten pomysł z głowy po naszej kłótni. Świetnie. - mogłabyś mnie trochę oprowadzić po szkole? - podrapałem się po głowie - jest trochę... duża - Melanie zachichotała i pokręciła głową, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc z jednego miejsca do drugiego. Oprowadziła mnie po całej, dużej szkole i zmieściła się w dwudziestominutowej przerwie. Od tej pory siedziała ze mną na każdej lekcji, pomagając mi uzupełnić notatki. Była bardzo pomocna i miła, a na dodatek prześliczna. Polubiłem ją.

Wyszedłem ze szkoły po lekcjach i od razu zauważyłem w oddali Melanie z paroma dziewczynami. Gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się szeroko i pożegnała z koleżankami.

 -Tom! - podbiegła do mnie ucieszona - co robisz po szkole? - zapytała, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
 -Ehm... ja...
 -Jest zajęty po szkole - usłyszałem za sobą niski, stanowczy głos. Odwróciłem się i ujrzałem mojego brata debila wpatrującego się w Melanie.
 -Nie pytałam Ciebie - zmierzyła go wzrokiem.
 -Jesteśmy już umówieni. - oznajmił i zbliżył się do dziewczyny, ta spojrzała na niego z dołu lekko przestraszona i zaczęła się powoli wycofywać.
 -Georg! - odepchnąłem go od niej i spojrzałem z mordem w ochach.
 -To Wy się znacie? - spytała lekko drżącym głosem.
 -Twierdzi, że jest moim bratem. To długa historia - zmarszczyłem brwi i westchnąłem. 
 -Jesteś spokrewniony z tym czymś? - Georg zrobił się cały czerwony a na jego twarzy malowała się nienawiść i zdenerwowanie.
 -Chyba nie chcesz mnie znowu wyprowadzić z równowagi? - spojrzał na nią z mordem w oczach.
 -Hum? - mruknąłem, nie rozumiejąc o co chodzi, ale zostałem niezauważony. Nawet na mnie nie spojrzeli i dalej się kłócili, jakby zapomnieli, że też tam jestem.
 -Znowu mi grozisz Trümper? - zatrzymała się dwa centymetry przed jego twarzą. Stałem obok z rozdziwionymi ustami wpatrując się w nich i nic nie rozumiejąc.
 -A Ty szukasz znowu kłopotów?
 -Jeśli myślisz, że boję się tych Twoich głupich kolegów to się mylisz! Też mam swoje towarzystwo! 
 -Kogo? - prychnął i skrzyżował ręce na piersi - te Twoje koleżanki plotkary?
 -A zdziwisz się, ofermo! - zmierzyła go wzrokiem.
 -Ehh, no co Wy, przestańcie - starałem się wejść pomiędzy nich i jakoś opanować sytuację, ale naprzemienne krzyki Mel i Georga nie dawały mi szansy na wtrącenie się.
 -Ty już się raz zdziwiłaś! - na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek, a Melanie spuściła głowę w dół - jesteś pewna siebie przy kimś, ale kiedy już zostajesz sama Twoja pewność siebie idzie się jebać! - wykrzyczał jej to w twarz. Pięknie! Już nigdy się do mnie nie odezwie, to pewne.
 -Czy ktoś wreszcie mógłby mi wytłumaczyć o co tutaj chodzi? - wtrąciłem desperacko, ale zostałem zignorowany. Mogłem się tego domyśleć.
 -Przestań! Jesteś tylko durnym tchórzem.
 -Zabolało.
 -Halo! - pomachałem im przed twarzami. 
 -Nie wtrącaj się! - warknęli na mnie jednocześnie, aż odskoczyłem zasłaniając się rękoma, jakby w obronnym geście.
 -Jesteś bezuczuciową, egoistyczną ciotą, która myśli tylko o własnej wygodzie. Dla Ciebie najważniejsze są pieniądze, a poza tym nie liczy się nic, ani rodzina, przyjaciele, czy uczucia innych osób. To cała prawda o Tobie, Georg. - w tym momencie zaniemówiłem. Melanie bardzo trafnie to określiła. Georg spojrzał na mnie i chwilę się zastanowił, a później wrócił do rozmowy, a raczej kłótni z Melanie.
 -Prawda jest taka, że gówno obchodzi mnie Twoje zdanie. 
 -To co Ciebie w takim razie obchodzi? Na kimś lub na czymś Ci w ogóle zależy? - spojrzałem na przyrodniego brata. 
 -Na nikim ani na niczym mi nie zależy. Chociaż nie, dokładnie tak jak Ty to określiłaś liczy się kasa. Powiem Ci coś - przybliżył się do niej - nie wierzę już w nic, ani w miłość, ani w przyjaźń, ani w jakiekolwiek inne związki. Ten świat przepełniony jest ludźmi bez uczuć - zamyślił się przez chwilę - na przykład takimi jak ja. Jesteśmy zimnymi istotami, bez uczuć, bez szacunku wobec innych, bez sympatii, ale mamy tą pieprzoną dumę i to się liczy, wiesz? A pieniądze? Dają Ci wszystko - władzę, osiągasz swoje cele dzięki nim, możesz kogoś wykorzystać. Prawda jest taka, że jak nie masz pieniędzy jesteś nikim - odwrócił się do niej plecami i zaczął iść w stronę limuzyny, ale za chwilę zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię - i dla Twojej jasności, mimo pieniędzy nie mam wszystkiego, o czym marzę od zawsze i tu wcale nie chodzi o rzeczy materialne. Wszyscy postrzegają mnie za rozpuszczonego, bogatego bachora, który ma wszystko na jedno kiwnięcie palcem. Może po części to prawda, ale jeśli to Cię usatysfakcjonuje to mimo tych wszystkich dóbr materialnych jestem cholernie nieszczęśliwy. Ale nie szukam już u nikogo pomocy, bo wiem, że nikt mi jej nie da. Sam sobie z tym poradzę, a Wam nic do tego! To mój własny, popieprzony świat i nie powinno to nikogo obchodzić - krzyknął, a ja stałem zdumiony jego słowami - chodź Tom, Artur na nas czeka - powiedział wskazując na limuzynę, a ja nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Podszedłem powoli do Melanie. Co mam teraz zrobić? Będzie zła na mnie? Mam ją przeprosić, czy udawać, że nic się nie stało?
 -Ja...przepraszam - spojrzałem na Melanie. Jej oczy zaczęły napełniać się łzami. Pogłaskałem ją po policzku, ale odsunęła się.
 -Nie dotykaj mnie! Pewnie jesteście tacy sami! Identyczni! Odejdź ode mnie, zanim mnie znowu zranisz! - krzyknęła i zaczęła biec w przeciwną stronę. 
 -Melanie! - krzyknąłem i już chciałem biec za nią, gdy Georg złapał mnie za rękę uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
 -Zostaw ją, nie jest tego warta. To jej kolejna sztuczka, ona tylko prowokuje.
 -Puść mnie kretynie! - odepchnąłem go mocno od siebie i poczułem na sobie spojrzenia ludzi dookoła - co Cię z nią do cholery łączyło? 
 -Nie Twój interes. - zmarszczył czoło i skrzyżował ręce na piersi.
 -Nie chcesz mi powiedzieć to sam się dowiem! - prychnął.
 -To powodzenia Ci życzę, pewnie nie odezwie się do ciebie przez co najmniej pół roku. - zaczął się śmiać.
 -Pierdol się, Georg! Wszystko musisz zawsze popsuć! Nienawidzę Cię! - wykrzyczałem, po czym odwróciłem się do niego plecami i zacząłem iść w stronę wyjścia. Nie będę z nim jeździł na jakieś głupie zakupy! Nie chcę go widzieć, ani słyszeć. byłem tak wkurzony, że jakbym usłyszał od niego chociaż jedną obelgę za dużo, to przysięgam, zrobiłbym mu krzywdę! Wsiadłem pospiesznie do limuzyny i usiadłem na swoim miejscu.
 -Jedź Arturze, szybko! - pospieszyłem go, wyglądając za okno.
 -Muszę poczekać na Georga...- powiedział lekko zmieszany.
 -Proszę! - spojrzałem na niego błagalnie - założyliśmy się o to, który szybciej dotrze do domu. Georg twierdzi, że szybciej będzie na pieszo, bo chwali się ciągle, że jest szybki i zwinny, a ja chcę mu udowodnić, że autem będę w domu pierwszy, rozumiesz? - co jak co, ale zawsze byłem mistrzem udawania. Mógłbym dostać nobla za kłamanie. 
 -Hm... - Artur zastanowił się i bardzo niepewnie ruszył po chwili.
 -Szybciej! Od tego zależy moja przyszłość! - krzyknąłem, a szofer aż podskoczył. Wyjrzałem przez okno i z satysfakcją obserwowałem biegnącego w naszą stronę Georga, klnącego coś po drodze. 
 -Zabiję Cię Tom! - wyczytałem z jego ust. Zacząłem złośliwie się śmiać i pokazałem mu dyskretnie środkowy palec. 
 -Wal się! - powiedziałem bezdźwięcznie. Georg zrobił się cały czerwony z bezsilności. Miał wściekły wyraz twarzy i mordercze spojrzenie. Biedny musi teraz maszerować na pieszo. Ha! Mój przyrodni braciszek nie wie z kim zadziera!


C.D.N.